Ostatnie sesje, szczególnie na zagranicznych parkietach, są bardzo zmienne. Jednego dnia zaobserwować można pokaźne wzrosty, które na kolejnej sesji są oddawane i nierzadko dochodzi do wyznaczenia nowych minimów. Dzisiaj, po udanej sesji piątkowej, przyszedł czas na spadki.
Takie naprzemienne zmiany ciężko jest logicznie wytłumaczyć. Szczególnie podczas sesji takiej jak dzisiaj, kiedy żadne istotne informacje na rynek nie napływały. Owszem, wiele mówiono o protestach w Hong Kongu, które w istocie swój wpływ na tamtejsze parkiety miały. Nie można jednak ich przeceniać i to z kilku powodów. Po pierwsze, giełdy azjatyckie już od czterech tygodni wyróżniają się swoją słabością i każdy argumenty wykorzystywany jest tam za dobry pretekst do sprzedaży. Po drugie, Europa bardziej winna być zainteresowana lokalnymi problemami, takimi jak oczekiwanie na czwartkowe posiedzenie EBC czy obserwowane stopniowe zbliżenie się stanowisk Rosji i UE. To powinno działać wspierająco na wycenę akcji, ale ów wsparcie widać było głównie na GPW, a nie za naszą zachodnią granicą.
Dzisiaj Warszawa wyróżniała się bowiem pozytywnie swoją postawą i początkowo, nawet mimo spadków w otoczeniu, próbowała rozwinąć piątkowe wzrosty. Główny indeks WIG20 pokonał psychologiczny poziom 2500 pkt., ale gdy zagraniczne parkiety coraz bardziej uginały się pod naporem podaży, ta zagościła również u nas. Ostatecznie sytuację dało się jednak opanować i wraz z redukcją strat na Wall Street, sesja w Warszawie zamknęła się na neutralnych poziomach. To niezły wynik jak na zewnętrzne turbulencje, niestety kolejne dni niekoniecznie przyniosą uspokojenie.
Czekać będziemy na ważne wydarzenia, takie jak posiedzenie EBC czy piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Dodatkowo istotnym tematem pozostaje umacniający się dolar, który - jak się wydaje - zaczyna coraz bardziej doskwierać osobom inwestującym w akcje. Mowa w szczególności o Wall Street, gdyż silny dolar negatywnie wpływa na wyniki amerykańskich spółek. Wspierać powinien zyskowność podmiotów europejskich czy japońskich. Na chwilę obecną jedynie Tokio uwzględnia to poprzez rosnące ceny tamtejszych akcji. W Europie nastroje są gorsze.
Łukasz Bugaj