Poniedziałkowa sesja na Giełdzie Papierów Wartościowych pod wieloma względami przypominała rozdanie z ostatniego poniedziałku. Analogicznie do sesji sprzed tygodnia handel odbywał się pod nieobecność graczy z ważnego rynku – wówczas Londynu a dziś Nowego Jorku. W efekcie już na starcie obu sesji można było oczekiwać mniejszej aktywności i GPW nie zrobiła niespodzianki. W finale dzisiejszej sesji licznik obrotów w WIG20 pokazał 366 mln, gdy na sesji sprzed tygodnia obrót był o około 100 mln mniejszy. Na każdej z sesji niska aktywność i dystans większych graczy ułatwił bykom podnoszenie cen spółek, czego efektem była dzisiejsza zwyżka WIG20 o 1,08 procent i kosmetycznie mniejszy wzrost indeksu szerokiego rynku WIG, który zyskał 1,06 procent przy obrocie mniejszym od 465 mln. Przy tak niskim obrocie trudno mówić o wiarygodności technicznej wzrostu. Niemniej rynek zdaje się sygnalizować, iż tąpnięcie z ostatniego czwartku traktuje ze spokojem i wywołane czynnikami zewnętrznymi, które będą tylko epizodem w ramach szerokiej na 200 punktów konsolidacji. Niezależnie od tego, jak się traktuje cofnięcie z końcówki zeszłego tygodnia, rynek oddalił WIG20 od strefy oporów w rejonie 2500 pkt. i nawet dzisiejsza zwyżka nie zmienia znacząco układu sił po zeszłotygodniowym spadku. Przy obecnie obserwowanej zmienności WIG20, mierzonej ATR z 14 sesji na poziomie 27 punktów, rynek potrzebuje dwóch sesji, by znaleźć się się nad oporem i znacznie więcej, by pokonać opór i ustabilizować się nad oporem. Zadanie wydaje się również trudne, gdy uwzględni się fakt, iż poniedziałek był dla światowych rynków dniem oczekiwania na ważniejsze sesje tygodnia, które przyniosą reakcje świata na dane z amerykańskiego rynku pracy i konfrontację oczekiwań z faktami na temat potencjalnego programu luzowania ilościowego w Europie. Dlatego zasadnym jest potraktowanie poniedziałkowej sesji ze spokojem i założeniem, iż wzrost w ograniczony sposób przełoży się na kondycję rynku w bliskiej przyszłości.
Adam Stańczak
DM BOŚ SA