Sesja wtorkowa na rynku warszawskim skończyła się spadkami najważniejszych indeksów. WIG20 stracił 0,82 procent przy niespełna 850 mln złotych obrotu, a indeks szerokiego rynku WIG osunął się o 0,76 procent przy obrocie ułamek mniejszym od 1 mld złotych. Rozdanie miało korekcyjną wymowę z poranną próbą wyhamowania impulsu spadkowego z otoczenia i finalną, relatywną słabością wobec rynków bazowych, które szukały dziś kontynuacji zeszłotygodniowych umocnień. Niemniej, przez większość część sesji aktywność i zmienność rynku w Warszawie nie były szczególnie dynamiczne, co wskazuje na próbę przeczekania przez większych graczy korekty z założeniem, iż popyt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Z perspektywy technicznej sesja była sygnałem, iż wczorajsze zawahanie popytu w rejonie 2200 pkt. staje się zachętą do realizacji zysków z październikowej fali wzrostowej, która liczona od dołka w rejonie 1843 pkt. dodała indeksowi WIG20 prawie 20 procent. Układ świecowy ostrzega przed korektą, ale po sesji wtorkowej wykres WIG20 pozostaje zamknięty między wzmocnioną wczoraj strefą oporów w rejonie 2200 pkt. i linią prowadzącą falę wzrostową od październikowego dołka. W praktyce można mówić o przymusie czekania na kolejny ruch rynku i policzenie się stron po przesileniu. W szerszej perspektywie patrząc nie ma wątpliwości, iż apetyty popytu lokują się nad rejonem 2200 pkt., a gracze mają prawo spoglądać w rejon 2500 pkt., gdzie wyczerpała się poprzednia hossa z lat 2020-2021. Z perspektywy tych oczekiwań korekta nie będzie szczególnie groźna, a nawet potrzebna, by rynek mógł wyrysować kolejną falę wzrostową. W tym kontekście warto odnotować, iż z rejonu 2200 pkt. w rejon 2500 pkt. potrzeba zwyżki indeksu WIG20 o ledwie 13,6 procent, co nie byłoby żadnym fajerwerkiem optymizmu, gdyby hossa miała znaleźć przedłużenie na kolejnych kilka miesięcy.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ
Wydział Analiz Rynkowych
Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A.