Piątkowe notowania na rynku warszawskim zostały podyktowane przez scenariusz zwykle grany w dni rozliczenia pochodnych. Wygasanie wrześniowej serii kontraktów terminowych na WIG20 spowodowało klasyczny podział handlu na przed i po rozpoczęciu finałowej godziny sesji, która decyduje o cenie rozliczeniowej FW20. Standardem dla takich dni jest skokowe podniesienie aktywności oraz zmienności i senny handel w pierwszych siedmiu godzinach rozdania. Rynek schował się w tym układzie w sposób podręcznikowy. W istocie do 15:50 licznik obrotu w WIG20 pokazywał około 500 mln złotych, by finalnie pokazać przeszło 2 mld złotych. Również dzienny zakres wahań indeksu został właściwie wyrównany w finałowej godzinie sesji. Sumując, standardowe zachowanie rynku powoduje, iż sesję należy traktować raczej jako wyjątek od ostatnio granego scenariusza niż jego uzupełnienie. Niemniej, dzisiejsze przesunięcie WIG20 o 0,37 procent przełożyło się na zwyżkę indeksu o 1,60 procent w skali tygodnia i przeniesienie w rejon 1975 pkt. Technicznie patrząc podtrzymane zostało zawieszenie na granicy trenu wzrostowego, jednocześnie linii trendu hossy. Technicy odnotują, iż częścią sesji było też przetestowanie linii szyi domkniętej formacji głowy z ramionami, co połączone z odbiciem się wykresu od oporu jest potwierdzeniem wcześniejszego sukcesu podaży i ryzyka spadku WIG20 w rejon 1800 pkt. Przeciwwagą dla takiego odczytania sesji jest fakt, iż rozdanie było zdominowane przez szum techniczny i dopiero pierwsze dni nowego tygodnia pozwolą ocenić kondycję rynku po wyjściu z cienia pochodnej. Z obowiązku należy odnotować, iż w przyszłym tygodniu lokalne zmienne będą walczyły na rynku z reakcjami świata na wymowę wrześniowego posiedzenia FOMC, więc WIG20 ma przed sobą kolejne dni zmienności budowanej na czynnikach zewnętrznych.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ
Wydział Analiz Rynkowych
Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A.