Reality show – tak w największym skrócie można podsumować politykę prowadzoną przez prezydenta Trumpa. Jeden tweet i bach, rynki albo w górę, albo w dół. Inne kwestie praktycznie straciły na znaczeniu.
Wojenki handlowe, które amerykański przywódca zaczął prowadzić kilka kwartałów temu, już spowodowały sporo zamieszania w globalnej gospodarce. Przede wszystkim wzrosła niepewność, niepewność tego, co może wydarzyć się nazajutrz, gdy pojawi się kolejny tweet.
Jak rozumiemy, strategicznie poczynania te mają przedłużyć okres dominacji Stanów Zjednoczonych. Ale czas, jaki został na to wybrany, chyba nie jest zbyt fortunny. Spowolnienie gospodarcze jest coraz bardziej odczuwalne. Oczywiście można liczyć na banki centralne, które są już w pogotowiu. Ale czy to wystarczy?
Jeśli D. Trump myśli o re-elekcji w przyszłym roku, to jego pozycja negocjacyjna będzie słabnąć z każdym miesiącem. I chyba wszyscy, na czele z Chińczykami, o tym wiedzą. Dlatego piątkowe ruchy prezydenta wyglądają jak strzelanie sobie w kolana. Podwyższanie ceł nie pomoże ani globalnej gospodarce, ani samemu D. Trumpowi. A czasu do przyszłorocznych wyborów będzie coraz mniej.
W powyższym kontekście można stwierdzić, że amerykański rynek akcji jest zadziwiająco odporny. I nawet piątkowe 2,5-3-procentowe spadki nie zmieniają naszego oglądu sytuacji – poziom 2.850 punktów na indeksie S&P500 jest prawdopodobnie zbyt wysoki wobec stanu globalnej gospodarki i działań amerykańskiego prezydenta.
Reasumując, zaczęło się od tweetów i wojenek handlowych. Rośnie jednak ryzyko, że wojenki przekształcą się w wojny, a globalna gospodarka dalej będzie wytracać swój impet. A to może przełożyć się na notowania, szczególnie amerykańskich akcji, które cały czas zachowują się nadspodziewanie mocno. Polski rynek powinien zacząć relatywnie korzystać na ewentualnym zamieszaniu, bo nasze akcje wcześniej zachowywały się słabiej i są po prostu tanie.
Autor jest założycielem i Prezesem Zarządu QRS (QUERCUS)