Wystarczyło kilka pierwszych sesji nowego roku, żeby istotnie zmienić nie tylko nastroje, ale i zapatrywania inwestorów co do dalszej koniunktury na światowych giełdach. Mroczne widmo bessy i recesji ponownie zagościło na pierwszych stronach gazet...
- Wystarczyło kilka pierwszych sesji nowego roku, żeby istotnie zmienić nie tylko nastroje, ale i zapatrywania inwestorów co do dalszej koniunktury na światowych giełdach. Mroczne widmo bessy i recesji ponownie zagościło na pierwszych stronach gazet. Oficjalna wersja głosi, że to tąpnięcie na chińskim parkiecie wywołało giełdową lawinę. Być może spadki w Szanghaju rzeczywiście były detonatorem, ale na pewno nie stanowiły materiału wybuchowego, który rozsadził rynki akcji na początku roku.
- Uważam, że choć dalsze zniżki na chińskich parkietach są bardzo prawdopodobne, to nie traktowałbym ich jeszcze jako dowodu na rozpoczęcie „chinageddonu”, czyli recesji w Państwie Środka, która niewątpliwie mogłaby stać się powodem bessy na światowych rynkach. Trzeba pamiętać, że szalone wzrosty na tamtejszej giełdzie nie miały żadnego fundamentalnego uzasadnienia. Wpływ na realną gospodarkę zarówno wcześniejszych wzrostów, jak i późniejszych spadków powinien być marginalny.
- Jeśli założymy, że wydarzenia w Azji były jedynie katalizatorem dla noworocznej wyprzedaży na globalnych parkietach, to muszą istnieć znacznie bardziej istotne argumenty stojące za wyraźną słabością akcji notowanych na Wall Street. Jeszcze pod koniec 2014 roku nie było żadnych przesłanek sugerujących nadejście recesji w Stanach Zjednoczonych i zakończenie trwającego od lat trendu wzrostowego na Wall Street. Niestety w ubiegłym roku ten stan rzeczy zaczął powoli się zmieniać.
- Żółtą kartkę amerykańskiej hossie pokazuje od pewnego czasu rynek obligacji korporacyjnych. Gwałtowny wzrost rentowności oraz marż obligacji typu high yield względem papierów skarbowych był nieodłącznym elementem każdej bessy i recesji. W przypadku amerykańskiej gospodarki coraz bardziej wyraźna jest słabość przemysłu. Jej przyczyn należy szukać w trwającej od połowy 2014 roku słabości sektora energetycznego. Odnotowane ostatnio w Stanach ujemne dynamiki produkcji przemysłowej oraz wskaźnik PMI dla przemysłu poniżej 50 punktów towarzyszyły pierwszym fazom obu rynków niedźwiedzia z poprzedniej dekady.
- Gdy jednak spojrzymy na amerykańską gospodarkę wyłączając sektory uzależnione od cen różnych surowców, to jej stan wydaje się lepszy niż w okresach rozpoczęcia dekoniunktury pod koniec 2000, czy 2007 roku. Występuje wyraźny rozdźwięk między wciąż silną konsumpcją i inwestycjami mieszkaniowymi, a słabością przemysłu i nakładów kapitałowych.
- Ponieważ rynek akcji praktycznie zanegował słuszność traktowania przeceny z sierpnia 2015 roku jako typowego krachu, nasuwa się przypuszczenie, że krach ten jest dopiero przed nami. Skala takiego kilkutygodniowego tąpnięcia powinna być istotnie większa od zasięgu korekt, jakie występowały w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy (październik 2014 i sierpień 2015). Oznacza to, że dołek takiego krachu może zostać osiągnięty jeszcze w pierwszym kwartale tego roku, a jego poziom będzie bliski 1600 punktom na indeksie S&P500, czyli rynkowym szczytom z 2000 i 2007 roku.