Waren Buffet zwykł mawiać, że inwestuje jedynie w spółki, których biznes rozumie. Oczywiście nie każdy się z tym twierdzeniem zgodzi. Są przecież inwestorzy mówiący, że należy iść tam, gdzie jest kapitał albo podążać za trendem. Jednak doświadczenie i wyniki osiągane przez wyrocznię z Omaha, nie pozwalają zupełnie zignorować tej doktryny. Co to jednak znaczy rozumieć biznes i jak przełożyć to na własne inwestycje?
Znać ≠ rozumieć
Już nie Waren Buffet, ale pretendenci do bycia wyroczniami inwestycyjnymi często radzą, aby wybierać akcje spółek, które się zna i lubi, a produkty szanuje i kupuje. Teoretycznie to parafraza słów prezesa Berkshire Hathaway. Jednak czy na pewno? Fakt, że znam produkty danego producenta odzieży, samochodów, gier czy oprogramowania niestety nijak się ma do znajomości jego biznesu. Co więcej, to, że dany produkt jest dobry, a ja i moi znajomi, albo nawet media go chwalą, nie oznacza, że warto inwestować w daną spółkę. KAN (KANIA) mogą produkować najlepsze kabanosy na świecie, ale w obliczu braku płynności i ogromnego zadłużenia, akcje spółki raczej nie będą aktualnie dobrą inwestycją. I odwrotnie. To, że oceniam produkt danej spółki jako nieciekawy albo słaby, nie oznacza, że ta spółka nie może być atrakcyjną inwestycją. Dla przykładu siłą PLW (PLAYWAY) nie jest jakość i wysokie oceny tworzonych przez studia spółki gier, ale ich niskie koszty produkcji i zdywersyfikowane portfolio. Nie trzeba znać też każdego tytułu, żeby rozumieć czym zajmuje się spółka.
Dobry ≠ zyskowny
Nawet najlepszy albo najbardziej perspektywiczny produkt wcale nie musi okazać się zyskowny. Po drodze źle pójść może bowiem bardzo wiele rzeczy. Zaczynając od najbardziej oczywistych, koszty mogą zjadać większość, a nawet całość wypracowywanych przychodów. Nawet jeśli nie teraz, to w przyszłości, w przypadku kiedy spółka jest uzależniona od jednego surowca, materiału lub nawet waluty, których cena istotnie wzrośnie/spadnie. Istotna jest więc znajomość tych wpływających na wyniki czynników. A skoro mowa o wyłączności, warto przypomnieć też jedno z ulubionych słów inwestorów, czyli dywersyfikację. Chociażby jaki jest udział poszczególnych produktów w przychodach spółki. Wizerunek spółki Briju (obecnie ITM (ITMTRADE)) był związany z działalnością jubilerską i to z tym biznesem najczęściej kojarzono tę firmę. Większość przychodów spółki generował jednak ten mniej medialny segment handlu hurtowego i obróbki metali. Tak samo jak KSW (KRUSZWICA) nie zarabiają głównie na sprzedaży oleju Kujawskiego. Poza portfolio produktów, warto wiedzieć też m.in. jaka jest struktura kosztów czy odbiorców, jakie są źródła finansowania działalności i poziom zadłużenia itd. To tylko niektóre i raczej oczywiste, jeśli nie podstawowe kwestie, które pomogą poznać spółkę. Niestety często przysłania je tzw. życzeniowe myślenie i wiara w sukces.
Zyski ≠ gotówka
Inną często zapominaną oczywistością jest fakt, że to nie wynik netto jest kluczowym parametrem oceny kondycji spółki. Niestety ta pozycja rachunku zysków i strat jest często stawiana na piedestale i epatowana w mediach, bez względu na to, czy takie zyski mają odzwierciedlenie w gotówce, są efektem zdarzeń jednorazowych czy kreatywnej księgowości. A jak głosi przysłowie „spółki nie upadają przez brak zysków, ale płynności”. O tym, że powiedzenie jest nadal aktualne świadczy świeży przykład wspominanych ZM Henryk Kania. Mimo rekordowych zysków odnotowanych w ubiegłym roku, spółka ogłosiła postępowanie układowe i trudności w finansowaniu bieżącej działalności. W ocenie finansowej kondycji spółki mogą pomóc niektóre wskaźniki (zakładka analiza finansowa, skaner akcji czy analiza porównawcza), pozostaje jednak jeszcze kwestia poznania sposobu funkcjonowania spółki. Tu jednak nie ma drogi na skróty.