Fragment newslettera wysłanego do użytkowników Biznesradar w dniu 3 marca 2024 roku.
Droga inwestora
W pandemii, z różnych powodów, na rynek trafiło wielu nowych inwestorów. Większość z nich bez żadnej podbudowy, z niewielkim przygotowaniem. Lub najczęściej bez. Przypomniało mi to wtedy moją inwestorską historię, a właściwie koniec jej pierwszego etapu. Opisałem ją niemal dokładnie 3 lata temu (czyli w 2021 roku) w tekście pt. „Zarabiasz? Dowiedz się dlaczego”. Wyglądało to niej więcej tak:
Pod koniec 1993 roku podjąłem z moją ówczesną lepszą połową życiową decyzję – kupujemy mieszkanie. Właściwie to było jak w tej anegdocie o tym, że facet jest głową rodziny, a kobieta szyją, na której siedzi ta głowa. Nie podobało mi się to do końca, bo oznaczało konieczność wycofania kasy z giełdy. Kiedy w lutym 1994 roku trzeba było dokonać wpłaty wkładu własnego byłem wściekły, bo odcinało mnie to w zasadzie od całego kapitału. Zostawały wprawdzie jakieś pieniądze, ale traktowałem je jak drobne, do zabawy. Chwilę później, dokładnie 8 marca WIG osiągnął poziom 20760 punktów, a 5 tygodni później leżał poniżej 9000 punktów, tracąc ponad 50%. Chodziłem dumny jak paw, wśród znajomych uchodziłem za guru. Historię rachunku z udanymi inwestycjami wykorzystałem później nawet w staraniach o pracę. Zresztą skutecznie.
Dopiero jakiś czas później odważyłem się spojrzeć prawdzie w oczy – decyzja o sprzedaży nie była moja. W najlepszym razie mogę ją rozpatrywać w kategoriach szczęścia. Podświadomie okłamywałem sam siebie, bo moją decyzją byłoby pozostawienie kapitału na giełdzie. W konsekwencji pewnie najpierw uważałbym, że nie warto sprzedawać bo przecież trudno później odkupić (takie były doświadczenia). Jak już zdecydowałbym się sprzedać to pewnie jechałbym po -10% w dół, sprzedając jedynie część tego co chciałem, co wynikało z ówczesnego systemu notowań. W efekcie straciłbym większość, a może wszystkie wypracowane zyski. Była to chyba pierwsza sytuacja, która zmusiła mnie do myślenia o stworzeniu jakichś zasad w inwestowaniu.
Okazuje się, że byłem bezwiednym uczestnikiem znanego z dawien dawna schematu. Znasz zapewne powiedzenia „szczęście nowicjusza”, „wiem, że nic nie wiem”. Albo historie o innowacjach, budowane w oparciu o tezę, że ktoś coś zrobił, bo nie wiedział, że nie można. Okazuje się, że wszystkie one mają swoje korzenie w teorii. W latach 70-tych spopularyzował ją Noel Burch z Gordon Training International, gdzie funkcjonowała pod nazwą „cztery etapy uczenia się nowych umiejętności”. Dziś często funkcjonuje jako model czterech etapów kompetencji. O co chodzi?
Nieświadoma niekompetencja
Nawet nie wiesz, że nie wiesz. To ja na początku lat 90-tych, byłem jak latawiec na wietrze. Cały mój wkład sprowadzał się do tego, że chciałem być latawcem. Nawet nie wiedziałem, że latawcowi do życia potrzebny jest wiatr. Z punktu widzenia dzisiejszego inwestora – otwierasz apkę, kupujesz ułamkowe akcje spółek, o których mówią Twoi znajomi. Łapiesz się na dobry czas, albo masz farta bo znajomi najczęściej mówią o Nvidia. Zarabiasz. Przychodzi PIT 8C, który jest najlepszym dowodem na mistrzowski poziom. Czarny pas w inwestycjach. Albo jest to bardzo proste (inni też zarabiają), albo po prostu masz to we krwi. Ta druga wersja jest znacznie przyjemniejsza. Ma też oparcie w psychologii, ale ten wątek na razie pominę.
Świadoma niekompetencja
Wiesz, że nic nie wiesz. Wiatr przestaje wiać, latawiec leży na ziemi. Giełdy przestają rosnąć, Twoje inwestycje już nie są zyskowne. Albo nie tak, jak były wcześniej. Coś zaczyna kiełkować, że są jakieś zasady, mechanizmy rządzące tymi sprawami. Dowiadujesz się, że jest jakaś analiza techniczna, analiza fundamentalna. Można szukać śladów dużych graczy, śledzić przepływy kapitału lub podglądać ich decyzje. Krótko mówiąc uświadamiasz sobie, że masz braki. Wisz, że są jakieś narzędzia, zastosowanie których jest warunkiem skutecznego działania. Wiele osób w tym momencie się poddaje, głosząc jakieś heretyczne tezy przykrywające własną niekompetencję.
Świadoma kompetencja
Wiesz, że może wiesz lub możesz wiedzieć. To domena tych, którzy zdecydowali się iść dalej. Szukasz wiedzy, budujesz doświadczenie, znajdujesz źródła informacji, wymieniasz poglądy i opinie z innymi. Coś z tego chaosu zaczyna się wyłaniać. Podpierasz się tworzonymi lub adoptowanymi zasadami, budujesz swoje check-listy itd. Z czasem widzisz coraz więcej sukcesów, choć wykorzystanie umiejętności wymaga dużo koncentracji i sporo wysiłku. Tworzysz swoje własne nawyki.
Nieświadoma kompetencja
Nawet nie wiesz, że wiesz. Wstajesz rano, włączasz monitor, patrzysz na psotka czy czima-ultima, albo na dane płynące z wykonanej analizy. Mechanicznie wiesz, czy kupujesz czy sprzedajesz, za ile, co się stanie gdy historia się potoczy nie po Twojej myśli i co zrobisz, jeśli zacznie się realizować korzystny scenariusz. Praktyka w wykorzystywaniu nabytych umiejętności sprawia, że stają się one częścią osobowości. Jesteś technikiem lub inwestorem fundamentalnym, ale niezależnie kim jesteś wykorzystujesz narzędzia rutynowo, odruchowo i często – nieświadomie. Pytania innych sprawiają, że zastanawiasz się nad strukturą i drogą dojścia do tej rutyny. Powtarzalność rezultatów, opanowanie emocji sprawiają, że do otoczenia jawisz się jako ekspert. Czujesz, że na tym etapie możesz przekazywać swoja wiedzę innym.
Krzywa zysków na drodze inwestora często jest pochodną etapu, na jakim się znajdujemy:

Z tego punktu widzenia najtrudniejszy jest etap trzeci, żółty. Raz na wozie raz pod wozem, ciągła walka, trochę przyjemności + głupie błędy. Per saldo niby na plus ale całość jest dość męcząca. Bywa, że per saldo na minus, ale czuć że jest potencjał. Trzeba włożyć sporo ciężkiej pracy zanim oddzieli się to co wartościowe i pasujące do nas – do myślenia, cech charakteru, efektu jaki chcemy osiągnąć, od tego co nieprzydatne, tworzące niepotrzebny szum.
Gdzieś znalazłem te same lub podobne elementy odnoszone do postawy pracownika. Opisy idealnie pasują do postaw wielu inwestorów:
- entuzjastyczny debiutant
- zniechęcony adept
- ostrożny praktyk
- samodzielny ekspert.