IMS posiada wiele cech, które mogą podobać się inwestorom. Abonamentowy model części działalności, silna pozycja na rynku, niskie zadłużenie czy regularna wypłata dywidendy. Do czasu spółka mogła pochwalić się też niemal liniowo rosnącymi wynikami. Sytuację diametralnie zmieniła jednak pandemia. Ale czy na pewno?
Internet Media Services
IMS prowadzi działalność z zakresu świadczenia usług marketingu sensorycznego. Spółka wyszczególnia w tym obszarze trzy główne grupy produktowe: audiomarketing, aromamarketing oraz wideomarketing. Parafrazując definicję znajdującą się w sprawozdaniu spółki, marketing sensoryczny to umiejętne dobranie odpowiednich bodźców dźwiękowych, zapachowych i wizualnych w celu wywołania oczekiwanych reakcji u klientów w celu podnoszenia efektywności i atrakcyjność miejsc sprzedaży. Ponadto, spółka prowadzi też działalność w segmentach In-Store Media, do którego zalicza produkcję i emisję reklam, a także Digital Signage, związanego z zarządzaniem treścią i aplikacjami interaktywnymi. No dobrze, ale jak to wszystko działa?
Wchodzimy do centrum handlowego. Z głośników słuchać spokojną muzykę (audiomarketing), znacznie przyjemniejszą niż gwar ulicy, którą przed chwilą opuściliśmy. W kilku miejscach widzimy ekrany, ulokowane samodzielnie, na ścianach czy witrynach (wideomarketing). Treści przyciągają wzrok, dynamicznie się zmieniając. Jedna z nich nas zainteresowała. Decydujemy się sprawdzić reklamowany produkt samodzielnie, szukamy więc sklepu popularnej marki odzieżowej. Podchodzimy do interaktywnej mapy (Digital Signage), na której odnajdujemy drogę do interesującego nas miejsca. Docieramy do sklepu, muzyka ulega zmianie, w powietrzu unoszą się charakterystyczne nuty zapachowe (aromamarketing). Dokonujemy zakupu.
To oczywiście skrajnie przerysowana sytuacja, chociaż centra handlowe zapewne byłyby zadowolone, jeśli proces zakupowy zawsze wyglądał w ten sposób. Nie ulega jednak wątpliwości, że dzięki konkretnym zabiegom, jak personalizowane listy muzyczne czy wybrane bukiety zapachów, przebywanie w galeriach handlowych jest przyjemniejsze, a to w mniejszym lub większym stopniu przekłada się na dokonywane zakupy.
Marketing sensoryczny, chociaż najbardziej widoczny właśnie w centrach i galeriach handlowych (klienci spółki to m.in. Złote Tarasy, Manufaktura, Galeria Bałtycka czy Blue City, żeby wymienić tylko kilka), nie jest jednak zarezerwowany wyłącznie dla nich. Wśród klientów korzystających z usług IMS znajdziemy także m.in. sieci sklepów wielkopowierzchniowych (Carrefour, E.Leclerc), sieci restauracji (SFS (SFINKS), Chłopskie Jadło), oddziały banków Alior Bank czy Santander Polska, a także stacje benzynowe, drogerie, apteki czy różnego rodzaju sklepy wolnostojące, zarówno mniejsze jak i te wielkopowierzchniowe. Nie można jednak zaprzeczyć, że to centra handlowo-usługowe stanowią najważniejszą grupę klientów IMS.
Lokalizacje abonamentowe
Spółka sprzedaje usługi w formie abonamentu. W większości są to długoterminowe (kilkuletnie), niewypowiadalne umowy, które następnie są przedłużane. IMS zaznacza jednocześnie, że poziom odejść jest bardzo niski, a zdecydowana większość klientów zostaje ze spółką.
Abonamenty dostępne są w segmentach premium i ekonomicznym. Droższy wariant (ponad 100 zł) w zamian za wyższą cenę, oferuje m.in. personalizację playlist, częstsze aktualizacje i wyższą jakość dostępnych urządzeń.
Kluczowym pojęciem są tu lokalizacje abonamentowe (to wyrażenie pojawia się w sprawozdaniu spółki kilkadziesiąt razy), czyli liczba pojedynczych urządzeń audio, wideo lub aromabox, za które pobierana jest opłata abonamentowa. Tych lokalizacji na koniec września 2021 r. spółka miała ponad 28 tysięcy, a zgodnie z zapowiedziami w 2021 r. mogła przekroczyć okrągłą granicę 30 tysięcy. Uwagę zwraca też dynamiczny rozwój na przestrzeni ostatnich lat. Jeszcze na koniec 2013 r. liczba lokalizacji IMS była czterokrotnie mniejsza. Jeśli IMS faktycznie dobije do wspominanych 30 tys., średni roczny przyrost lokalizacji wyniesie w tym okresie 16,5%. Rekordowe pod tym względem były lata 2018 r. i 2021 r., na co wpływ miał jednak również akwizycje (odpowiednio APR i Muzycznej Galanterii), podbijające łączną liczbę lokalizacji. Spółka jest aktywna na tym polu, wątek szerzej rozwiniemy zatem później.
IMS stara się oczywiście rozwijać cross-selling, czyli oferowanie klientom pakietów usług, obejmujących wszystkie dostępne rozwiązania. Tu widać jednak, że to abonamenty audio i video przeszły pandemię niemal suchą nogą, w przeciwieństwie do ich odpowiedników aroma. Niemniej warto obserwować dalszy rozwój tej gałęzi, tym bardziej, że spółka zamierza zastąpić do tej pory kupowane od firm zewnętrznych urządzenia aromabox, własnymi. IMS r&d do tej pory produkowało wyłącznie urządzenia mediabox i wideobox.
Abonamenty generują jednocześnie ok. 50% łącznych przychodów spółki (59 mln zł w 2019 r i 36 mln zł w 2020 r.). Pozostała połowa to sprzedaż związana m.in. z usługami reklamowymi i systemami digital signage. Do 2019 roku tę część wspierała organizacja eventów, sprzedana w początku 2020 roku w wyniku pandemii.
Mała dygresja. W kontekście niemal lawinowego spadku wyników w 2020 r. w związku z pandemią (m.in. zamknięcie centrów handlowych, udzielanie rabatów klientom, załamanie rynku reklam, brak eventów) trudno przywiązywać większą wagę do konkretnych wartości ostatnio prezentowanych wyników. Mają one bowiem charakter jedynie przejściowy. Z drugiej strony dane za 2018 czy 2019 to już zamierzchła historia. W ciągu ostatnich lat zmianom uległo zarówno otoczenie rynkowe (chociażby w związku ze wzrostem znaczenia e-commerce) jak i sama spółka. IMS zwiększył skalę działalności, otworzył się na nowy typ klientów, intensywnie zwiększył, a następnie zredukował i ponownie podniósł poziom zatrudnia, wreszcie rozpoczął coraz więcej inwestować. Stąd mały nacisk na historyczne dane finansowe w dalszej części tekstu.
Wiele do zdobycia
Spółka podkreśla, że jest liderem rynku i jedną z największych tego typu firm w Europie. Co wcale nie oznacza, że zaczyna brakować jej przestrzeni do rozwoju. Zgodnie z przywoływanymi przez władze spółki szacunkami przy okazji przejścia na główny parkiet GPW, rynek w Polsce obejmował wówczas ok. 400 tys. punktów handlowo-usługowych o odpowiadającym spółce profilowi. Wspominane 30 tys. to raptem 7,5% tej puli, a należy pamiętać, że rynek od 2014 r. nie tylko urósł, ale także IMS poszerzył spektrum swoich klientów o m.in. stacje benzynowe czy banki, wówczas znajdujące się prawdopodobnie poza kalkulacjami. Słowem, lider posiada zaledwie kilka procent rynku i nie ma dużych konkurentów, którzy mogliby mu przeszkodzić w powiększaniu tego udziału.
Rynek jest bowiem bardzo rozdrobniony i chociaż działa na nim sporo podmiotów świadczących tego typu usługi, to jak zaznacza IMS, koncentrują się one jedynie na lokalnej działalności i nie są w stanie obsłużyć dużego klienta. Dlatego w gruncie rzecz jedyną działającą w Polsce spółką, która jest przez spółkę traktowana jako bezpośredni konkurent jest krajowy oddział amerykańskiej Mood Media. Władze IMS oceniają jednak, że jest to „nieagresywna konkurencja”, a jedyna rywalizacja obywa się na polu jakości i obsługi klienta. Teraz, bo jeszcze do 2021 r. na rynku działał również koszaliński Audio Marketing, oferujący znacznie niższe ceny abonamentów. To wymuszało na IMS stosowanie rabatów i ulg dla klientów. I chociaż trudno mówić w tym kontekście o wojnie cenowej, to rywalizacja na pewno nie pomogła spółce w generowaniu wyższych marż. Te bowiem spadają regularnie od 2018 r. czego przyczyn można upatrywać w rozbudowanych strukturach sprzedaży, benefitach dla dużych klientów oraz nakładów na m.in. Closer Music, o czym za moment.
W kontekście rozwoju spółki, do zdobycia pozostają też oczywiście pozostałe europejskie rynki. Aktualnie IMS 90% sprzedaży generuje w kraju, jednak zamierza coraz śmielej wypuszczać się na kilku(nasto)krotonie większe rynki Niemiec czy Francji. Pomóc mają w tym akwizycje oraz może przede wszystkim, właśnie Closer Music.
Potencjał w bibliotekach
Jednym z najistotniejszych projektów rozwijanych aktualnie przez IMS jest Closer Music (CM), czyli biblioteki muzyczne. Spółka buńczucznie, aczkolwiek jak zaznacza nie bezpodstawnie, kalkuluje, że ten projekt w ciągu najbliższych lat będzie więcej warty niż cała grupa IMS. Aktualnie spółka wycenia CM na umiarkowane ok. 50 mln zł.
Zanim jednak o prognozach, działanie samego projektu Closer Music mówiąc krótko wygląda następująco: spółka jako zleceniodawca zatrudnia twórców muzyki i wykonawców. Tak powstałe utwory, do których pełne prawa posiada IMS, są następnie wykorzystywane, zarówno przez samą spółkę, jak i przede wszystkim podmioty trzecie na całym świecie. Opłaty za użytkowanie tych utworów, przez organizacje zbiorowego zarządzania (OZZ), czyli np polski ZAiKS.
Baza muzyczna CM jest dostępna, zgodnie z deklaracjami zarządu liczy dziś ok 2300 utworów (część udostępniona na Spotify - link dla zainteresowanych - liczy obecnie niemal 1400 pozycji). I to właśnie na powiększanie tej biblioteki IMS pozyskuje finansowanie. W samym III kwartale 2021 r. Closer Music pozyskała niemal 1,5 mln zł, a kolejne rundy finansowania mają się odbyć w USA przy wycenie na poziomie kilkudziesięciu milionów USD.
Również w Stanach Zjednoczonych, które mają być docelowym rynkiem dla CM, spółka zatrudniła sprzedawców i rozbudowuje swoje struktury. Należy zaznaczyć, że są to dopiero pierwsze kroki, IMS nie posiada jeszcze chociażby spółki zależnej w USA, która docelowo mogłaby pomóc umocnić i uwiarygodnić pozycję na tym rynku.
Po konwersji pożyczek na udziały IMS posiadł ok. 90% Closer Music, docelowo ma to być poniżej 50%, a pakiet kontrolny ma zostać sprzedany. Możliwym scenariuszem jest także wejście na giełdę, z zaznaczeniem, że na pewno nie będzie to GPW. Na koniec 2021 roku łączne inwestycje IMS w CM to blisko 10 mln zł, a sam projekt pozyskał dodatkowo 2,1 mln zł od inwestorów zewnętrznych.
Skąd tak wysokie oczekiwania w związku z tym projektem? Lider branży (o ile można mówić o branży w której działają dwie spółki), szwedzki Epidemic Sound w ostatniej rundzie pozyskania kapitału został wyceniony na bagatela 1,4 mld USD, a wśród inwestorów znajdziemy duże fundusze m.in. Blackstone. Biblioteka muzyczna ES liczy wprawdzie 35 tys. utworów, ale nawet osiągnięcie przez Closer Music 10% tej wartości, daje działającą na wyobraźnię potencjalną wycenę.
Pozostaje więc fundamentalne pytanie: dlaczego? Z czego wynika ta wydawać by się mogło absurdalna wycena Epidemic Sound, zważywszy, że spółka nie przyniosła jeszcze dolara zysku? Odpowiedź jest w zasadzie bardzo prosta. Tworzymy dużo treści. Naprawdę dużo treści (szacuje się, że 2,5 kwintyliona danych każdego dnia). Analogicznie jak serwisy typu iStock stanowią źródło gotowych do wykorzystania zdjęć i obrazów, tak biblioteki muzyczne to gotowe bazy utworów (płatnych i darmowych) do wykorzystania w reklamach, filmiku na YouTube albo playliście centrum handlowego czy hotelu. A, że wraz z rozwojem szybkiego Internetu (i aplikacji nastawionych na wideo, jak TikTok), na popularności zyskują treści wideo, które co do zasady potrzebują dźwięku, rola bibliotek muzycznych będzie rosła.
Epidemic Sound i Closer Music mają też zasadniczą przewagę nad innymi bazami dźwięków, a mianowicie są właścicielami całości posiadanych bibliotek (a nie jest to regułą nawet w przypadku dużych wytwórni muzycznych). Dodatkowo, co może nawet istotniejsze, ich warunki licencyjne są dostosowane do użytkowania w Internecie.
Wyboiste akwizycje
IMS aktywnie przejmuje spółki z branży, co z jednej strony pozwala spółce zwiększać skalę działalności, a z drugiej ogranicza konkurencję cenową na rynku. Wśród nabytków spółki z ostatnich lat znajdziemy m.in. wspominany Audio Marketing (działający pod marką Muzyczna Galanteria, czy APR. Na celowniku znajdują się przede wszystkim spółki o zbliżonym profilu działalności, sprzedające usługi w formie abonamentowej, dzięki czemu spółka jest w stanie generować synergie.
Szczególnie istotna z perspektywy wpływu na działalność spółki wydaje się akwizycja koszalińskiego Audio Marketingu. Przejęcie nie tylko powiększa liczbę lokalizacji abonamentowych grupy o blisko 8 tys. lokalizacji, ale także może pozwolić na generowanie wyższych marż w przyszłości. Jak wielokrotnie zaznaczały władze spółki, AM oferował znacznie niższe, czasem wręcz dumpingowe ceny abonamentów, co wymuszało na IMS konkurowanie ceną i m.in. stosowanie rabatów. Problem znika w momencie, kiedy obie spółki znajdują się pod wspólnym dachem, konkurencja na rynku jest mniejsza, a ceny abonamentów mogą być (i będą) wyższe. Dodatkową korzyścią może być też cross-selling i sprzedaż usług wideo czy aroma, klientom przejętej spółki, którzy do tej pory posiadali wyłącznie abonamenty audio.
Na radarze IMS są też potencjalne akwizycje spoza Polski. Nie jest to jednak droga usłana różami. Władze spółki podkreślają, że marketing sensoryczny to biznes mocno relacyjny i lokalny. W efekcie rozmowy dotyczące możliwych przejęć nie są łatwe „jeśli nie niewykonalne” i towarzyszy im duży sceptycyzm ze strony potencjalnych celów akwizycyjnych. Przykładem może być nieudane przejęcie brytyjskiego Pixela w 2017 r. mimo już zawartego listu intencyjnego. IMS nie poddaje się jednak, a na celowniku znajduje się m.in. spółka z Włoch.
Relacyjny akcjonariat
W przypadku tak relacyjnego biznesu, podwójnie istotne są władze spółki. Prezesem i jak czytamy w notce biograficznej „głównym architektem postania” IMS jest Michał Kornacki. Z uwagi na wykształcenie można go jednak symbolicznie tytułować także trenerem spółki (AWF, specjalizacja trenerska). W latach 90 związany z Masterfoods Polska (jako przedstawiciel handlowy, a następnie regionalny kierownik sprzedaży), a także Fructa Polska jako dyrektor sprzedaży i marketingu. Michał Kornacki jest też jednym z większych akcjonariuszy IMS, kontroluje bowiem ponad 19% akcji spółki (według stanu na wrzesień 2021 r.)
Więcej akcji IMS, bo niemal 1/5 posiada jedynie Dariusz Lichacz, również absolwent warszawskiego AWF (obaj Panowie są kolegami ze studiów) i wiceprezes zarządu, odpowiedzialny za produkty muzyczne. Co nie dziwi biorąc pod uwagę doświadczenie, w któym odnajdujemy m.in. role dyrektora muzycznego Radia Kolor.
Twarzą IMS można jednak nazwać wiceprezesa i dyrektora finansowego IMS, Piotra Bielawskiego, głównie z uwagi na kontakt z rynkiem i inwestorami. Wcześniej pracował jako analityk na GPW i dyrektor finansowy w spółce Mewa.
Łącznie w posiadaniu zarządu jest więc ponad 40% akcji IMS. Wśród znaczących akcjonariuszy nie znajdziemy wielu inwestorów instytucjonalnych, a jedynym wyjątkiem jest tu TFI Opera, będąca w posiadaniu 12,1% akcji spółki według stanu na koniec 2020 r. Aktualny akcjonariat znajduje się oczywiście na profilu spółki.
Mówiąc o osobach związanych z IMS trudno nie wspomnieć też o byłym wiceprezesie IMS i przede wszystkim współtwórcy i CEO Closer Music, Piotrze Kabaju. Zanim trafił do IMS był bowiem m.in. prezesem i dyrektorem generalnym EMI Music Poland, a następnie Warner Music Poland i Warner Music Eastern Europe. Nic więc dziwnego, że trafił do spółki „w celu zintensyfikowania procesu komercjalizacji baz muzycznych powstających w spółce zależnej Closer Music”. Panowie pożegnali się jednak w 2021 r. nie informując jednak rynku o powodach tej decyzji.
Poturbowani przez pandemię
Wspomniana poprawa marż wydaje się właściwie określonym priorytetem. Niepokojący trend był bowiem widoczny już od 2018 r. , a sytuację spotęgowała oczywiście pandemia, przez którą IMS została dość mocno dotknięta. Zapaść widać nie tylko w wynikach, ale także w relacjach spółki z rynkiem. IMS przestała publikować prognozy finansowe, ograniczyła liczbę spotkań z inwestorami. Przestała też aktualizować informacje na stronie internetowej, co symbolicznie pokazuje skupienie całości uwagi na utrzymaniu się na powierzchni.
Czemu oczywiście trudno się dziwić, biorąc pod uwagę uzależnienie spółki od handlu detalicznego, w szczególności galerii handlowych. W okresie lockdownów wydatki marketingowe detalistów były wszak albo redukowane w poszukiwaniu oszczędności albo koncentrowane na promowaniu kanału online. W obu przypadkach nie były to dobre wieści dla IMS.
W trudnych czasach siłę pokazał jednak abonamentowy model sprzedaży, liczba lokalizacji abonamentowych audio i video spadła w raptem dwóch kwartałach (2Q20 i 1Q21, znacznie gorzej wygląda to w przypadku abonamentów aroma), spółka w dalszym ciągu generowała gotówkę i była w stanie wypłacić dywidendę. Udało się jej też pozyskać nowych klientów.
Pandemia została jednak okupiona niemal 40% spadkiem przychodów w 2020 r. związanych m.in. z zniżkami i rabatami, których IMS udzielał dużym sieciowym klientom abonamentowym (jak LPP czy CCC).
Z dużym marginesem bezpieczeństwa można jednak założyć, że spadek wyników z lat 2020-2021 był przejściowy i spółka będzie (szybciej lub wolniej) wracać na ścieżkę wzrostów. Nie tylko w związku z zakończeniem udzielania zniżek i dzięki zrealizowanym akwizycjom, ale przede wszystkim rosnącej liczbie lokalizacji abonamentowych. Tych już w połowie 2021 r. było znacznie więcej niż jeszcze rok wcześniej, a wraz z „normalizacją” handlu detalicznego, również pozyskiwanie kolejnych powinno przyspieszyć.
Tu oczywiście można zadać sobie pytanie co znaczy „normalizacja”. Wszak pandemia zmieniła nieco nawyki konsumentów, i nie da się ukryć, że na znaczeniu znacząco zyskał kanał e-commerce. Niemniej, jak czytamy w raporcie Erste Securities „kanał offline w dalszej mierze odpowiada za ok. 90% sprzedaży detalicznej w Polsce i pozostaje ulubioną formą dla większości Polaków”. Dodatkowo, co pokazuje chociażby aktualna strategia CCC, spółki z branży widzą przyszłość raczej w barwach „omnichannel” niż „e-commerce”.
„Kryzys pokazał bowiem, że kanałów sprzedaży nie można już rozdzielać. Obecnie, gdy klienci powrócili do sklepów, widać bowiem, że traktują oni stronę WWW czy aplikację jako pierwszy etap procesu. Wybierają, co ich interesuje, a w salonie jedynie dokonują zakupu” – czytamy w raporcie „Jak kryzys przyspieszył przejście na model omnichannel” dostępnym na stronie MITSMR.PL
To połącznie obu kanałów sprzedaży ma stanowić najbardziej efektywne połączenie, a centra handlowo-usługowe, chociaż prawdopodobnie nie będą powstać już tam dynamicznie z racji nasycenia rynku, nigdzie się nie wybierają.
Owo nasycenie rynku należy traktować też jako miecz obosieczny. Z jednej strony, będzie powstawać mniej nowych parków handlowych, z drugiej jednak na dojrzałym rynku konkurencja będzie się zaostrzać, a walka o klienta przyspieszy. Np. wykorzystując marketing sensoryczny.
„Rynek centrów handlowych w Polsce jest dojrzały. Średnie nasycenie powierzchnią handlową przekracza 300 mkw. na mieszkańca, co oznacza, że jesteśmy odrobinę powyżej średniej europejskiej. W dużych ośrodkach miejskich (…) poziom nasycenia powierzchnią handlową jest nawet 2–3-krotnie wyższy (…) Konkurencyjność na tym rynku jest niezwykle duża. Mamy w kraju ok. 450 centrów handlowych, co oznacza, że inwestorzy muszą stale podążać za zmieniającymi się trendami, spełniać oczekiwania klientów, którzy są w różnych grupach wiekowych i wybierają różne platformy zakupowe. Dlatego stale potrzebne są inwestycje w sam produkt, jego wygląd i unowocześnianie oraz dostarczanie miejsc, w których klienci – oprócz typowych zakupów – mogą też spędzać czas ze znajomymi lub korzystać z szeroko pojętej rozrywki” – mówiła w wywiadzie dla agencji Newseria Biznes Sylwia Wiszowata-Łazarz, associate director, head of marketing w Cushman & Wakefield
Skomplikowana sprawa OZZ-ów
Jak zaznaczają władze IMS Polska jest bardzo specyficznym rynkiem. Zdecydowana większość, bo ponad 80-90% lokalizacji audiomarketingowych to tak zwane lokalizacje RFM (Royalty Free Music), czyli punkty, które nie płacą tantiem do organizacji zbiorowego zarządzania, takich jak ZAIKS. Wykorzystują one bowiem utwory z otwartą licencją, nieobjęte prawami autorskimi. Zupełnie inna sytuacja jest w Europie Zachodniej czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie 90-95%, to są punkty grające tak zwaną muzykę komercyjną, czyli odprowadzające tantiemy do lokalnych OZZ. W takim scenariuszu klient poza opłata abonamentową do IMS (albo odpowiednika spółki na danym rynku), uiszcza także opłatę do odpowiedniego OZZ, nierzadko wyższą niż sam abonament.
Trudno dziwić się oczywiście właścicielom mniejszych punktów handlowych, którzy chcą ograniczać koszty. Z drugiej strony popularne utwory, które znają i lubią klienci, mogą dodatkowo podnosić wartość danego punktu handlowego. Nie jest to jednak główny powód dlaczego IMS chce stopniowo redukować liczbę lokalizacji RFM i przekonywać klientów, że czasy darmowej muzyki minęły.
Powodem jest Closer Music. IMS powoli zaczyna wykorzystywać utwory Closer Music, do których posiada pełnię praw, w przygotowywanych playlistach. W ten sposób część opłaty, którą klient płaci za wykorzystywanie komercyjnej muzyki, poprzez np. ZAIKS (albo jego odpowiednik), z powrotem trafia do IMS. W tym miejscu proces mocno się jednak komplikuje. Wypłata środków z tytułu praw autorskich rozliczana jest bowiem dopiero w okolicach III kwartału kolejnego roku. W efekcie przychody np. związane z wykorzystaniem muzyki Closer Music w 2020 r. powinny zostać rozliczone dopiero pod koniec 2021 r., a więc opublikowane w raporcie w 2022 r. W skrajnym przypadku może być to więc niemal dwa lata później, co znacząco utrudnia jakiekolwiek szacunki. O ile oczywiście cały proces przebiegnie bezproblemowo, a mamy sygnały że tak nie jest. IMS jako relatywnie mały podmiot nie znajduje się na szczycie listy priorytetów OZZ, które choc mają sporo gotówki nie podchodzą do tematu w sposób systemowy. Gdyby ta sytuacja miała się przedłużać spółka ma na to plan B polegajacy na rejestarcji w jursdykcji zagraniczego OZZ, z którymi podobno nie ma takich problemów.
Podwójna dystrybucja gotówki
IMS szczodrze dzieli się wypracowanymi zyskami z akcjonariuszami, nierzadko przeznaczając na transfery ponad 100% generowanego wyniku netto. Spółka wypłaca dywidendę nieprzerwanie od pierwszego roku notowań. Jest to możliwe z dwóch powodów. Wartość dywidendy wykazywała na przestrzeni tych lat mocne fluktuacje, ale nawet w trudnym dla spółki 2020 r. IMS podzieliła się zyskiem z akcjonariuszami. Zgodnie z zapewnieniami władz spółki, zamierza kontynuować aktualną politykę dywidendy (zakładającą wypłatę m.in. 60% zysku) również w kolejnych latach.
Drugi strumień dystrybucji gotówki stanowił realizowany w latach 2014-2020 skup akcji. Dodatkową korzyścią skupu było także wspieranie znikomej płynności na akcjach spółki (przynajmniej na moment publikacji tego tekstu). Zgodnie z ostatnimi deklaracjami, IMS zamierza jednak skoncentrować się jedynie na wypłacie dywidendy.
Transfer zysków do akcjonariuszy ułatwiają 3 elementy. Po pierwsze IMS prowadzi biznes, który możemy określić mianem asset light, czyli nie wymagajacy znaczących nakładów kapitałowych. Po drugie profil działaności ma charakter gotówkowy z silną konwersją wykazywanych zysków na gotówkę. A po trzecie do pandemii spółkę cechował wysoki zwrot na kapitale - zarówno mierzony wskaźnikiem ROIC jak i ROE (aktualne wskazania i historię można sprawdzić na profilu we wskaźnikach rentowności). Ten ostatni regularnie przebywał powyżej 30%. Dzięki temu spółka szczodrze dzieląc się z akcjariuszami nadal zostawiała sobie pole do dalszego dwucyfrowego wzrostu.
Jeśli nie jesteś naszym abonentem, a chcesz docenić naszą pracę, możesz to zrobić stawiając nam po prostu symboliczną kawę.
Zamiast podsumowania
Trzeba pamiętać, że IMS to cały czas mały podmiot - w dobrych latach jej przychody oscylowały w przedziale 50-60 mln zł. A to oczywiście ma swoje dobre, ale i jak pokazały skutki pandemii - rónież złe strony. Nie mniej jednak na moment pisania niniejszego tekstu IMS znajduje się w ciekawym punkcie swojej historii. Trudno powiedzieć czy kluczowym, jednak z całą pewnością istotnym. Spółka nieco w cieniu wychodzi bowiem z niezwykle wymagającego okresu pandemii, który zauważalnie odbił się na jej działalności. Można jednak zaryzykować tezę, że wychodzi z niego silniejsza.
Po pierwsze, liczba lokalizacji abonentowych IMS cały czas rośnie. Prawdopodobnie rosły będą też ceny abonamentów, nie tylko w związku zakończeniem udzielania „covidowych” zniżek, ale także konsolidacją rynku przez IMS. To dwa. Zrealizowane akwizycje umocniły pozycję spółki na rynku, co z jednej strony powiększyło bazę jej klientów, a z drugiej pozwoli na bardziej elastyczne dostosowywanie cennika (czyli podnoszenie cen). Numer trzy to oczywiście Closer Music. Być może spółka wypowiada się na temat projektu zbyt optymistycznie, i nie będzie to liczony w setkach milionów dolarów „next big thing”, tym bardziej w kontekście rosnących stóp procentowych, mniejszego optymizmu rynkowego i generalnie spadających wycen start-upów za oceanem. Jednak nie ulega wątpliwości, że Closer Music stanowi dla spółki wartość dodaną. Może bowiem nie tylko stanowić nowe źródło przychodów, ale także być furtką do uruchomienia strumienia gotówki z rynków zagranicznych. A jeśli faktycznie uda się sprzedaż i rzeczona wypłata „kilkunastu złotych dywidendy”, żaden inwestor nie powinien czuć się rozczarowany.
W kontekście ewentualnych zagrożeń należy wspomnieć o zmianach w zakupowych tendencjach spotęgowanych pandemią. Postępujący rozwój e-commerce nie jest IMS na rękę, podobnie jak dojrzałość rynku handlowych. Wszystkie najbardziej atrakcyjne centra i największe marki to już klienci spółki. Kolejni siłą rzeczy będą należeć do mniejszych (a więc i mniej zyskownych dla IMS) graczy. Część klientów może też permanentnie ograniczyć odwiedzanie galerii w związku z dalszym ciągu obecnym wirusem czy zmianą przyzwyczajeń.
To powiedziawszy, na ten moment trudno o gorszy dla IMS scenariusz niż ten który już miał miejsce. I nawet pandemia, chociaż związana z mocnymi turbulencjami, nie zdławiła działalności spółki. Nawet nie będąc przesadnym optymistom, IMS zmierza w kierunku poprawy na niemal każdym polu.